Młodzi kierowcy i wypadki drogowe

Od lat wiadomo, że do grupy największego ryzyka na drodze należą tzw. „młodzi kierowcy”. Nie chodzi o to, że to oni popełniają najwięcej wykroczeń. W ich przypadku chodzi o to, że jeżeli już doprowadzą do wypadku to jego skutki zawsze są bardzo ciężkie. To oni najczęściej giną w wypadkach przez siebie powodowanych i to oni stanowią często zagrożenie nie tylko dla siebie, ale także dla innych uczestników ruchu drogowego. Kim są młodzi kierowcy?. Są to osoby pomiędzy 18 a 24 rokiem życia, które niedawno otrzymały prawo jazdy i przejechały jeszcze niewiele kilometrów, ale na tyle dużo, żeby uznać, że za kierownicą potrafią już wszystko lub prawie wszytko. Jest to dla nich moment, w którym do ich świadomości dociera – „Umiem wszystko, chcę spróbować więcej, mogę pozwolić sobie na więcej”. Jest to tak zwany „syndrom mistrza kierownicy”. Wiek i niezakończony jeszcze rozwój psychiczny, powodują, że osoby te są skłonne do podejmowania zbędnego ryzyka. Nie potrafią także do końca ocenić konsekwencji swoich czynów, albo je bagatelizują. Świadczą o tym wieloletnie badania. Nie tylko polskie, ale przede wszystkim zagraniczne. W szczególności należy tu wskazać raporty Komisji Europejskiej, czy Europejskiej Rady Bezpieczeństwa Transportu.

Świadczą o tym także ostatnie wypadki, które miały miejsce między innymi w Lublinie. W tym właśnie przypadku, jadąc z bardzo dużą prędkością przez obszar zabudowany młodzi ludzie krzyczeli „Jak zginąć, to w dzień przed Trzech Króli, k…a!”. Zaraz potem:

W wypadku zginęło 3 nastolatków.

W takich przypadkach zawsze zastanawiamy się co mogłoby sprawić, że Ci młodzi ludzie by przeżyli. Co sprawiło, że jechali tak szybko i dlaczego nie potrafili poradzić sobie na prostej drodze. Niektórzy odpowiedzą, że fizyka nie da się oszukać i nawet najlepszy kierowca przy tej prędkości będzie miał problemy. Inni powiedzą głupota młodych ludzi. Jeszcze inni wskażą na braki w szkoleniu, czy egzaminowaniu młodych kierowców. Mając na względzie naturalne w tym wieku skłonności do podejmowania ryzyka i naturalną chęć do rywalizacji, przełamywania barier i naginania lub łamania zasad, wydaje się, że wszystkie te przyczyny pośrednio doprowadziły do tragedii.

Powstaje pytanie czy uchwalone jeszcze w 2011 r. i zawieszone od 2013 r. przepisy wprowadzające nowe zasady nadzoru nad „młodymi kierowcami” mogłyby choć w kilku przypadkach uratować kilka młodych żyć.

W wielu krajach Unii Europejskiej obowiązują już od dawna zarówno 2 letni okres próbny dla młodych kierowców jak i dodatkowe obowiązkowe szkolenia z bezpieczeństwa ruchu drogowego. I to nie tylko dla tych co łamią przepisy ruchu drogowego, ale i dla wszystkich tych którzy niedawno uzyskali prawo jazdy.

Młodzi kierowcy nie znają jeszcze granic swoich umiejętności. Uważają, że to co udało im się nauczyć na kursie na prawo jazdy to już cała wiedza o kierowaniu pojazdem. Niestety, jak widać jest to błąd. Niektórzy powiedzą: Trzeba w trakcie kursu na prawo jazdy nauczyć młodych jak zachowuje się samochód przy większych prędkościach i dodatkowo nauczyć ich radzenia sobie w sytuacjach ekstremalnych. Niestety nic bardziej mylnego. Młody kierowca w trakcie kursu na prawo jazdy uczy się podstaw. Zarówno obsługi pojazdu, jak i poruszania się po drodze. Musi nauczyć się, jak trzymać się w pasie ruchu, jak jechać zgodnie z przepisami, i przede wszystkim co zrobić, aby z punktu A do punktu B dojechać w miarę sprawnie i bezpiecznie nie stwarzając zagrożenia dla siebie i otoczenia. To automatycznie eliminuje możliwość uczenia go jazdy na tzw. „wyższym poziomie” czyli pokazania sytuacji ekstremalnych i nauczenia go radzenia sobie w nich.

Jest to bardzo ważne. Młody kierowca, tuż po kursie, powinien posiadać podstawowe umiejętności kierowania pojazdem i poruszania się po drodze, a także prezentować  zachowania odpowiadające jeździe defensywnej i zachowawczej. To pozwoli na jego odpowiedni rozwój wraz z nabywaniem doświadczenia w jeździe w ruchu drogowym. Zbyt wczesne nauczenie go, że potrafi radzić sobie w ekstremalnych sytuacjach spowoduje, niestety, efekt odwrotny od oczekiwanego. Tuż po kursie otrzymamy młodego kierowcę ze świadomością „Umiem jeździć, umiem też radzić sobie w sytuacjach ekstremalnych, a więc mogę więcej”. Taka świadomość właśnie doprowadza do wypadków.

Rozwiązaniem są zaproponowane już w 2011 r. kursy dokształcające w zakresie bezpieczeństwa ruchu drogowego. Nieprzypadkowo został wybrany okres między 4 a 8 miesiącem od uzyskania prawa jazdy. Ten właśnie okres to okres, w którym młodych kierowców dopada „syndrom mistrza kierownicy”. Wtedy właśnie, po przejechaniu 3 lub 4 tysięcy kilometrów mają już samochód perfekcyjnie opanowany manualnie i zaczyna im się wydawać, że potrafią już wszystko i ze wszystkim sobie poradzą. W tym momencie powinni odbyć kurs dokształcający. Jego założenia są proste. Pokażemy Ci, że twoje umiejętności są jeszcze niewielkie, a sytuacje ekstremalne są poza Twoimi możliwościami. W ciągu paru godzin młody kierowca z „syndromem mistrza kierownicy” ma zrozumieć, że nawet 50 km/h to dla niego za dużo. Ma dojść do przekonania, że musi się jeszcze długo uczyć praktycznej jazdy w ruchu drogowym, a szarżowanie może najczęściej skończy się wypadkiem.

Jednym słowem szkolenie to ma go przestraszyć i ponownie sprowadzić do poziomu początkującego kierowcy.

To szkolenie nie powinno być ani karą, ani sankcją. Powinno być potraktowane jako kolejny krok w edukacji kierowcy w bezpiecznym poruszaniu się po drodze. Połączenie go razem z rygorystycznym 2 letnim okresem próbnym da efekt znacznego obniżenia ciężkości wypadków drogowych w których biorą udział młodzi kierowcy.

Przepisy czekają na uruchomienie Centralnej Ewidencji Kierowców – dostosowanie jej do wymagań ustawy.

Jednak nie wszyscy są tak entuzjastycznie nastawieni do wejścia w życie tych przepisów. Widać to wyraźnie w projekcie zmiany ustawy o kierujących pojazdami oraz o zmianie niektórych innych ustaw, wpisanym do wykazu prac rządu pod nr UD330.

Oprócz wielu ważnych zmiany w projekcie tym zaproponowano zmianę przepisów, które nie weszły jeszcze w życie, w tym w szczególności tych dotyczących obowiązkowego kursu dokształcającego. Jednoznacznie zaproponowano, aby kurs ten nie był obowiązkowy dla wszystkich, a jedynie dla tych którzy popełnili wykroczenia. Zaproponowano także odstąpienie od wymagania, że ma on się odbyć pomiędzy 4 a 8 miesiącem od uzyskania prawa jazdy. Stanie się on więc kursem sankcyjnym. Ważne jest, że nikt nie przedstawił jednoznacznego uzasadnienia dla tej zmiany. Z naszych źródeł wiemy, ze jedynym uzasadnieniem jest obniżenie (niewprowadzanie) dodatkowych kosztów dla społeczeństwa (200 zł). Nikt nie badał skuteczności tych przepisów, bo nie weszły jeszcze w życie. Nikt nie zastanowił się nad tym, że w innych krajach się sprawdzają.

Warto też zauważyć, że dysponujemy odpowiednią infrastrukturą. Mamy w kraju odpowiednią liczbę ośrodków doskonalenia techniki jazdy oraz instruktorów techniki jazdy, czekających już prawie 10 lat na wejście w życie obowiązku ukończenia kursu dokształcającego. Mają oni odpowiednie przygotowanie i doświadczenie, które na pewno przełoży się na zwiększenie świadomości młodych i może tym samym uratuje co najmniej kilka istnień.

W naszej ocenie warto rozważyć, jak najszybsze wprowadzenie oczekujących na wejście przepisów, aby zachować trend spadkowy w liczbie ofiar śmiertelnych na drogach, i wycofać zbędne zmiany z przygotowanego projektu.