Samochody elektryczne – co, jak i dlaczego – część druga.

Autor opracowania: Andrzej Karpiuk

Zagrożenie pożarowe

Najklarowniej widać stosunek do elektromobilności przy opisywaniu pożarów samochodów elektrycznych. Entuzjaści podkreślają, że średnio tyle samo się pali samochodów jednych jak i drugich. Że wcale ich gaszenie nie jest takie długie i kłopotliwe jak to opisują. Jednak pytania pozostają. Proszę zwrócić uwagę, iż samochody elektryczne są w sporej części nowe, lub prawie nowe i są drogie.  To oznacza, że kupują je ludzie zamożni. A kto jest zamożny – przeważnie ludzie inteligentni: prawnicy, lekarze, biznesmeni. Jeżeli mają pieniądze to nie bawią się w samodzielną naprawę aut tylko zlecają ją wykwalifikowanym zakładom. Mimo to samochody drogie, nowe i zadbane płoną. A teraz samochody spalinowe. Właściciele różni: bogaci, biedni, inteligentni, mniej inteligentni. Samochody i drogie i tanie. Najważniejsze: część z ludzi posiadających samochody stare, tanie nie serwisuje ich odpowiednio. I stąd pożary. Widać różnicę? Elektryki nowe i zadbane płonią średnio tyle samo co spalinowe stare, tanie i niezadbane.

Dopóki nie było elektryków strażacy gasili samochody zwykłymi materiałami. Swego czasu nawet rząd kazał zakupić gaśnice do każdego pojazdu. Przy małym pożarze ewentualnie udawało się ugasić płomienie siłą tej jednej lub kilku gaśnic z kilku pojazdów. A teraz poszukajmy w Internetach wyników dla hasła „pożar samochodu elektrycznego”. Od chwili pojawienia się lekkiego dymu mija 10 sekund gdy dym jest już bardzo intensywny, po następnych 5 sekundach pierwszy błysk ognia i po następnych 5 ogień jest na tyle silny, że wygląda na nie do ugaszenia. Szybkość rozprzestrzenia się ognia i jego intensywność jest dużo większa niż w spalinówkach. Jak się gasi elektryki? Trzeba schłodzić baterię. Czyli pod elektryka przyjeżdża dźwig i samochód z kontenerem. Dźwig wkłada samochód do kontenera a strażacy zalewają go do pełna wodą. I czekają żeby nie było samozapłonu. Gaszenie samochodu może trwać na przykład 21 godzin! A co z użytą skażoną wodą ? Niestety nie znalazłem żadnej informacji jak straż ją utylizuje. Czyli wiadomo…

Użyteczność

Elektryki dziś, ze względu na małe zasięgi są mniej użyteczne niż samochody spalinowe. Wyruszając w trasę zwykłym pojazdem nie muszę zastanawiać się nad jego zasięgiem. Stacji benzynowych jest dużo, są umiejscowione po trasie. Bez żadnego stresu przy braku paliwa w krótkiej chwili mogę zatankować i kontynuować podróż. Elektryki – wyższa matematyka. Podróż trzeba zaplanować. Przeliczyć trasę, wybrać punkty ładowania. Trzeba wiedzieć gdzie są jakie złącza, z jaką prędkością naładują nasz pojazd. Co zrobić gdy do wybranego punktu ładowania będzie kolejka. Zwolennicy chwalą sobie to rozwiązanie – trzeba robić częste przystanki. Można odpocząć albo zjeść obiad. Tak mówią do czasu gdy mają być w punkcie docelowym na konkretną godzinę. Załóżmy, że jedziemy na lotnisko. Lot opłacony – koszty wysokie. Jedziemy elektrykiem i po drodze mamy jedno ładowanie. Ile godzin wcześniej trzeba wyjechać, żeby przejechać tę trasę i chociaż raz się naładować? Jest to równanie z wielką niewiadomą. Może uda się naładować w 15 minut gdy będę sam przy ładowarce. Ale gdy podjedzie już drugi pojazd i zacznie ładować równolegle ze mną prędkość ładowania spadnie. O ile? A co jeżeli będę trzeci w kolejce?

Dziś elektryka spokojnie można używać w mieście. Jest trochę ładowarek. Jedziemy do firmy. Stawiamy samochód pod fotowoltaikę. I po południu buspasem wracamy do domu – kilka kilkanaście kilometrów. Albo jeszcze lepiej: nocna taksówka. Małe przebiegi w nocy a w dzień samochód może stać na ładowarce, inne w tym czasie jeżdżą.

Oczywiście problemy z dostępnością ładowarek są przejściowe. Znajdujemy się w okresie dziecięcym istnienia i eksploatacji samochodów elektrycznych. W przyszłości wraz ze wzrostem ilości aut infrastruktury ładowania  też będzie więcej. Niestety nigdy nie będzie tego w ilości większej od pojazdów. Zawsze będą kolejki od publicznymi punktami. Żeby ładowarki się opłaciły muszą pracować. Żaden biznesmen nie postawi punktu w miejscu gdzie jest już dużo ładowarek i stoją wolne. Przecież trzeba zapłacić za miejsce postojowe, za gotowość elektrowni do dostarczenia mocy oraz za samą ładowarkę. To się musi opłacać. Dobitnym przykładem tego problemu jest sprawa z mopami ( miejsce obsługi podróżnych) przy trasach szybkiego ruchu i autostradach. GDDKiA ogłosiła 56 przetargów na zarządzanie mopem. Rozstrzygnięto 14. Dla reszty nie było chętnych. Dlaczego? Wymogiem jest ustawienie ładowarek do samochodów elektrycznych. Chciało by się rzec – gdzie problem? Ilość elektryków rośnie, ładowarki będą pracowały czyli będą z tego pieniądze. Ale żeby dostarczyć na mop moc potrzebną do ładowarek trzeba zbudować linię przesyłową czasami kilkanaście kilometrów. Istniejąca linia przeważnie jest za słaba, żeby podłączyć do niej jeszcze pojazdy. Kto ma za to zapłacić? Kwoty idą w miliony. Również w mieście niby prąd wszędzie jest ale jak się podłączy do zwykłego gniazdka samochód to czas ładowania wynosi np. 26 godzin ( u znajomego w firmie – sprawdzone). Nie wszędzie w mieście da się zbudować stacje ładowarek tanio.

Nowy Świat

Tak naprawdę nie wiemy jak będzie wyglądał świat elektrycznych samochodów. To co dzisiaj się dzieje to test technologiczno-socjologiczny różnych rozwiązań na żywym ciele społeczeństw Europy. To zabawa za nasze pieniądze. Technologia jest niedopracowana. Nawet nie ma jednego rodzaju wtyczki. Przykład: Nissan Leaf posiada złącze CHAdeMO. Niedawno Green Way przebudował swoje stacje tylko na złącze CCS. I zamiast ładować samochód w 40 minut pozostaje wolna ładowarka. Czas ładowania 5-6 godzin.

zdjęcie: honda.pl

Kwestia zasięgu. Czy społeczeństwa zaakceptują małe zasięgi i konieczność długiego ładowania? Czy też może powstaną firmy wypożyczające przyczepki z bateriami albo generatorami prądu. Wypożyczasz przyczepkę, podłączasz baterię do samochodu i jedziesz. Po kilkuset kilometrach wymieniasz przyczepkę u tego samego dostawcy w jego następnym punkcje i możesz kontynuować podróż. Tak działa dzisiaj zarządca autostrad we Francji. Czyli odkryli Amerykę – czytaj „wymienne akumulatory”. A dlaczego nie wprowadzić wymienności akumulatorów już dziś? Dlatego, że celem nie jest ekologia a zmniejszenie ilości pojazdów. Wymienne akumulatory spowodowałyby, że nasz Kowalski mógłby kupić stary samochód, włożyć nowe akumulatory i dalej nim jeździć.

Fit for 55

Proszę przypomnieć sobie założenia programu Fit for 55. Cel progresywny 190 samochodów na 1000 mieszkańców a cel ambitny wynosi równe 0 – słownie zero pojazdów. Dziś w Europie średnio jest 560 samochodów na 1000 mieszkańców a w Polsce 664. Najwięcej Luksemburg 682 najmniej Rumunia 379. ( dane z 2020r.) Nie mogę zrozumieć tych założeń? 190 ? 0? Przecież samochód to podstawa życia, bezpieczeństwa, możliwości, zdrowia. Czyli mieszkając dalej od szpitala umrę? Dziś dużo osób jedzie do szpitala własnym transportem. Po co zajmować karetkę. Wiele lat temu złamałem nogę. Bliscy zapakowali mnie do auta i zawieźli do lekarza. Być może w tym samym czasie karetka pojechała do kogoś kto jej naprawdę potrzebował: zawał, wypadek z uszkodzeniem kręgosłupa itd. Jeżeli nie będzie samochodów to ludzie będą postawieni przed wyborem: ktoś bliski źle się czuje. Ale może to nic takiego. Gdybym miał samochód to dla świętego spokoju zawiózł był go na pogotowie. A tak to nie chcę zabierać karetki. A autobus będzie jutro rano. Jak ci do rana nie przejdzie to pojedziemy. W jednym przypadku skończył się to szczęśliwie, a w drugim – śmierć, kalectwo. Druga wersja: ktoś bliski źle się czuje. Nie kombinuję i po prostu dzwonię po karetkę. Przyjeżdża i stwierdzają że to nic takiego. Parę tabletek i już. A tymczasem ktoś inny dzwoni po karetkę i musi czekać. I się nie doczekał. Informacja z przed kilku dni. Grecja. Śmierć ciężarnej 19-latki. Czekała na karetkę 5 godzin. Nie doczekała się. Co jak co ale wierzyć, że po zabraniu nam samochodów władza zapewni odpowiednią ilość karetek jest naiwnością. Wielką…

Konkluzja

Ilości samochodów nie można zwiększać w nieskończoność. To prawda. Czy właściwy jest sposób dystrybucji prawa do posiadania pojazdu do grupy najbogatszych? Niby jest to podejście kapitalistyczne ale prowadzić to będzie to wykluczenia komunikacyjnego. A to wykluczenie do ubożenia części społeczeństwa. Nie będą wysłać dzieci do szkół. Na komunikację publiczną nie ma co liczyć a na stancję w mieście nie każdego będzie stać. To samo z pracą. Mogę dostać lepszą pracę ale trzeba do niej dojechać. Dostęp do świadczeń medycznych będzie utrudniony. Nie pojadę też na zakupy do supermarketu gdzie mogę kupić taniej rzeczy. Kilka lat temu kupiłem jednorazowo  20 zgrzewek wody mineralnej z promocji. 20 zgrzewek po 6 butelek po 1,5 litra. Razem 180 litrów czyli 180 kilo wody. Zaoszczędziłem kilkadziesiąt złotych. Jak przewieść taką ilość komunikacją miejską?

Wykluczenie będzie prowadziło do niezadowolenia, protestów, rozruchów. Już dzisiaj karierę robi słowo „nienawistnik”. Pierwszy raz usłyszałem je kilka miesięcy temu. Być może jest starsze. Ale nie było używane na tak szeroką skalę jak dzisiaj. Czy ktoś dziwi się, że będzie przybywać nienawistników samochodów elektrycznych? Bogaci będą mieli możliwości komunikacyjne a dla biednych będzie wegetacja w swoim miasteczku lub wiosce. I długie podróże komunikacją zbiorową ze wszystkimi przyjemnościami: tłok, hałas, zimno, gorąco, brak miejsc siedzących, czekanie na przystankach itd.  W XIX w Anglii w proteście przeciwko nowoczesnym maszynom, które zabierały miejsca pracy wystąpili tzw. Luddyści. W wyniku zamieszek i procesów zginęło kilkanaście osób. W 1861 w Łodzi doszło do zamieszek na tym samym tle. Obecnie niektórzy określają się mianem neoluddystów. Zabieranie praw ludziom, obniżanie ich jakości życia odbije się czkawką całej Europie. Luddyści niszczyli krosna w fabrykach. Było ich relatywnie niewiele i łatwo można było chronić te fabryki i wyłapać protestujących. Dzisiaj mamy do czynienia w tysiącami samochodów elektrycznych. A w przyszłości z milionami. Naprawdę oczekujecie, że pozbawieni prawa posiadania pojazdu przechodząc obok zielonej tablicy rejestracyjnej nie rzucą kamieniem? Myślenie: „Ja tu z ciężarną żoną, starym rodzicem, niepełnosprawnym bliskim jadę kupę czasu koleją, autobusem, czekam na przystankach w słońcu, deszczu, czy w zamieci przy -20st C. a tutaj synek bogatego tatusia rozbija się nowym samochodem bo nie ma nic konkretnego do roboty. Poprzednio mogłem mieć jakiś stary pojazd, który ułatwiłby mi transport do lekarza, sklepu, pracy, szkoły. A teraz muszę się tłuc zapchaną komunikacją publiczną. I może zdążę na czas do lekarza albo nie. Na pohybel elektrykom!”

Dystrybucja

Aby uniknąć wykluczenia komunikacyjnego wraz ze wszystkim płynącymi z tego konsekwencjami prawo do posiadania samochodu powinno być równo rozdystrybuowane w społeczeństwie. W Japonii już dawno mają problem z liczbą samochodów. Rozwiązanie: najpierw zorganizuj sobie miejsce parkingowe a wtedy damy ci prawo do zakupu pojazdu. Ktoś by powiedział, że znowu bogaci pokupują sobie miejsca parkingowe i będą mieli samochody a biedni nie. Nie do końca. Są przykłady jak to Japończycy mieszkający przy ulicy przekształcają swój niski parter na garaż. Rozbierają ścianę do salonu i na części wydzielają miejsce na postój pojazdu.

 Można też inaczej: masz nieruchomość to masz prawo do zakupu jednego pojazdu. Dzisiaj w jednym gospodarstwie domowym jest czasami 3, 4, 5 i więcej pojazdów. Oboje rodzice mają pojazdy oraz wszystkie pociechy również. Po wprowadzeniu takiego prawa ilość samochodów zmaleje ale jednocześnie każda rodzina jest zabezpieczona komunikacyjnie. W razie „W” jest pojazd i transport natychmiastowy.

Co zamiast

Samochody elektryczne są nieekologiczne ( patrząc od momentu wytworzenia do momentu złomowania). Podróżować trzeba. To może samochody wodorowe? W Lublinie pewna firma produkuje obecnie autobusy wodorowe. Silniki podobne do zwykłych spalinowych. Efekt spalania to woda. Produkcją na dużą skalę wodoru mogłyby się zająć kraje północnej Afryki. Mnóstwo słońca cały rok. Półfabrykat to woda w Morzu Śródziemnym i w oceanie. Nieograniczona ilości. Ze słońca wytwarzamy prąd a za pomocą prądu z wody wodór. Transport do Europy. Zero zanieczyszczeń. Całkowite zero emisyjności i 100% odnawialności.

Posłowie Przeczytałem ponownie całość artykułu i wciąż nie mogę zrozumieć o co chodzi politykom forsującym na siłę swoją ideę. Bez zagłębiania się w temat widać, że jest błędna, nielogiczna, doprowadzi do problemów/napięć społecznych. Siła z jaką wpychają nam tę zieloną rewolucję sugeruje, że oni wiedzą, że transport oparty na elektrykach jest gorszy niż spalinowy. Że nikt normalny nie będzie chciał się przesiąść na tego typu samochody. Więc z jednej strony dyskryminują spalinowe auta a z drugiej dają wielkie benefity dla użytkowników aut elektrycznych. Idea zero samochodów to zamach na wolność obywateli. Była już czerwona rewolucja, brunatna a teraz zielona. Tak to postrzegam. Totalitaryzm ekologiczny. Niech tylko autorzy tych pomysłów mają na względzie, że każda rewolucja pożera własne dzieci.